Fika czyli rozmowy przy kawie

Każda społeczność ma swój indywidualny charakter – rozmowa z Anną Miżowską i Michałem Badowskim

Anna Strożek

|

4 września 2018

W ramach cyklu „FIKA – rozmowy przy kawie” staramy się przedstawić Wam różne punkty widzenia. W tym miesiącu opowiadamy o dobrym sąsiedztwie i strefach integracji. Do rozmowy zaprosiliśmy Annę Miżowską, psycholog, psychoterapeutę z Ogólnopolskiego Instytutu Badań Psychologicznych Empiria.pl oraz Michała Badowskiego z pracowni HRA Architekci. Udanej lektury.

Green Living: Czym kierujemy się wybierając mieszkanie? Czy okolica, w której chcemy zamieszczać może determinować nasze samopoczucie?

Anna Miżowska: Istotna jest wstępna ocena tego, w jakim środowisku będziemy funkcjonować i w jakim otoczeniu spędzimy być może wiele lat swojego życia albo nawet całą swoją przyszłość. To jest zupełnie naturalne, że badamy tę sytuację, diagnozujemy ją. Pytamy potencjalnych sąsiadów, w jakim stopniu jest to bezpieczne miejsce – dając im do zrozumienia, że chcemy tutaj zamieszkać. Prosimy również o to, aby szczerze i uczciwie powiedzieli, jak się czują w tym otoczeniu oraz czy mieszka im się spokojnie.

GL: Czy na nasz nastrój mają wpływ sąsiedzi?

A.M.: To właśnie sąsiedzi mają przede wszystkim wpływ na to, jak nam się będzie mieszkać. Chodzi nie tylko o najbliższe sąsiedztwo, ale też o to troszkę dalsze. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, kogo traktujemy jako sąsiada. Czy naszymi sąsiadami są osoby z tego samego piętra, czy z tej samej klatki schodowej, bloku lub wieżowca W zależności od naszego poziomu ekstrawersji możemy jako sąsiadów traktować osoby, które żyją naprzeciwko, albo całe nasze osiedle.

GL: Jeszcze niedawno panowała moda na anonimowość. Teraz coraz częściej słyszymy o próbie odbudowywania więzi sąsiedzkich. Czy jest jakaś recepta na dobre relacje sąsiedzkie? Jak sprawić, by nasz więzi z sąsiadami nie ograniczały się do grzecznościowego „dzień dobry”?

A.M.: Anonimowość w dużych miastach ma związek nie tylko z tym, że unikamy kontaktów sąsiedzkich albo chcemy je traktować czysto formalnie i minimalistycznie, nie dając od siebie zbyt wiele. Chodzi bardziej o to, że jesteśmy przeciążeni w różnych obszarach życia, mamy bardzo dużo zadań, jesteśmy coraz ambitniejsi, a podtrzymywanie relacji sąsiedzkich jest dla nas kolejnym wysiłkiem. Nie mamy już na to energii po całym dniu realizowania innych zadań. Nie chodzi o to, że nie chcemy, ale nie jesteśmy w stanie podejmować kolejnych działań.

Dla przykładu, małe dzieci bardzo chętnie nawiązują kontakty. Mowa o tych w wieku szkolnym lub przedszkolnym. One nie są obarczone wieloma obowiązkami, więc mogą zainwestować swój czas w relacje rówieśnicze. Jest bardzo wiele dzieci w wieku szkolnym czy przedszkolnym, które we własnej klasie lub grupie nie nawiązują zbyt wielu znajomości, ale odwrotnie sytuacja wygląda jeśli chodzi o rówieśnicze relacje sąsiedzkie. Wynika to po prostu z faktu, że potrzebują osób, z którymi będą spędzać czas.

Druga grupa, która wychodzi z inicjatywą sąsiedzką, to ludzie w wieku emerytalnym lub tuż przed emeryturą. Osoby, które rezygnują bądź ograniczają aktywność zawodową, odzyskują przestrzeń czasową, a tym samym dużo chętniej pielęgnują relacje sąsiedzkie. Oczywiście osoby w wieku produkcyjnym, które pracują i wychowują dzieci, przez posiadanie potomstwa, także nawiązują kontakty sąsiedzkie. Bo chcą mieć kontrolę nad relacjami rówieśniczymi swoich pociech i widzą w tym duże korzyści także dla siebie czy całego systemu rodzinnego. Mogą chociażby wzajemnie zajmować się dziećmi czy pomagać sobie w opiece nad nimi.

Kolejna grupa to single. To osoby, które najczęściej są bardzo zapracowane, mają liczne zainteresowania i które często podróżują z innymi singlami, ale wracają do swoich domów i przez to, że nie są w stałym związku, nie posiadają dzieci ani zobowiązań, mają dużo przestrzeni, więc te relacje sąsiedzkie mogą być dla nich stymulujące, jeśli chodzi o dobre samopoczucie.

GL: Jaki sens niosą za sobą takie inicjatywy jak domy sąsiedzkie czy strefy mieszkańców?

A.M.: Domy sąsiedzkie czy strefy wspólne dla mieszkańców są odpowiedzią na specyfikę aktualnych rodzin, które są najczęściej rodzinami atomowymi. Ze względu na to, że dzieci jest coraz mniej, to ludzie potrzebują intensyfikować swoje relacje w inny sposób. Powstaje potrzeba integracji, wymiany myśli, emocji, przebywania, inspirowania się drugimi osobami, lubienia ich.

Najogólniej można powiedzieć, że potrzeba tworzenia więzi w człowieku nie kończy się w relacji z własnymi dziećmi. Ta chęć budowania relacji i poczucia bezpieczeństwa jest w człowieku do końca życia. Więc pomysł, aby integrować, aby stawiać różne siłownie zewnętrzne, parki czy świetlice, które mają sprzyjać integracji, jest pomysłem adekwatnie dopasowanym do potrzeb ludzi.

GL: Ostatnio wiele słyszymy o dobrym sąsiedztwie. Nie tylko w kontekście ludzi mieszkających za ścianą. Co to pojęcie oznacza z punktu widzenia architekta, projektującego osiedle mieszkaniowe?

Michał Badowski: Dobre sąsiedztwo to termin wywodzący się z regulacji dotyczących planowania przestrzennego. Jednak zarówno w ludzkim, jak i projektowym wymiarze może mieć dużo szersze znaczenie. W moim odczuciu jest to projektowanie w poszanowaniu do istniejącej przestrzeni i takie, które tę przestrzeń wzbogaca. Oznacza to, że nowe budynki, które powstają to dobre sąsiedztwo, dla tych które już istnieją. Żeby tak się stało, nowo powstała przestrzeń powinna być przyjazna, odpowiadać ludzkiej skali. Ma wzbogacać określone miejsca, być kontynuacją i uzupełnieniem dobrej, pasującej do danego terenu idei pod względem architektonicznym, estetycznym i funkcjonalnym. Nie powinna przytłaczać.

Dobre sąsiedztwo to też odpowiednia gradacja przestrzeni pomiędzy strefą prywatną a publiczną pokazująca czytelne granice, w których następują konkretnie zachowania. Dzięki temu, możemy poczuć się w jakimś miejscu prywatnie, nie mając wrażenia odcięcia od życia publicznego.

GL: Czy kubatura budynków, układ okien oraz balkonów, a także sam rozkład mieszkania mają wpływ na samopoczucie mieszkańców danego osiedla?

M.B.: To, jak czujemy się w swoim mieszkaniu jest bardzo indywidualną kwestią. Wiele zależy od tego, czy mieszkanie odpowiada naszym aktualnym potrzebom. Inne oczekiwania będzie miała osoba, która mieszka sama i żyje rytmem miasta, a inne rodzina z dziećmi i psem. Natomiast architektura w znaczeniu samych budynków ma znaczenie dla naszego poczucia wyobcowania lub integracji z przestrzenią w tym sensie, że jej skala – kubatura czy estetyka mogą przytłaczać lub nie.

W architekturze mieszkaniowej przyjazny efekt osiąga się często poprzez rozedrganie bryły, nadanie jej indywidualnego charakteru. To sprawia, że zyskujemy poczucie, iż nie jesteśmy trybikiem w maszynie. Jeżeli jesteśmy w stanie określić swoje miejsce w przestrzeni, nie jesteśmy tylko właścicielem jednego z „tysiąca okien” na monotonnej elewacji to czujemy się bardziej u siebie, zbliżając się choć trochę do idei domu indywidualnego.

Oczywiście nie wolno też przesadzić. Trzeba uważać, by nie spowodować chaosu, który męczy równie mocno, co monotonia. Warto znaleźć złoty środek pomiędzy czytelną zasadą architektury, która wprowadza ład zapewniający poczucie bezpieczeństwa i swobody a nadaniem indywidualnego i mniej formalnego charakteru, który ociepla wizerunek tego miejsca, i sprawia, że poruszamy się w ludzkiej skali.

GL: Projektując budynki tworzycie część krajobrazu danej dzielnicy. Jaką rolę w tym procesie odgrywa zielone otoczenie?

M.B.: Zielone otoczenie jest w każdych warunkach czynnikiem łagodzącym. Budynki czy infrastruktura powinny współgrać właśnie z zielenią. Wyobraźmy sobie przestrzenie, gdzie brakuje drzew, krzewów. W takich miejscach nie czujemy się zbyt dobrze. Nawet w formalnych przestrzeniach, takich jak budynki administracji czy siedziby firm, elementy architektury krajobrazu i zieleni również są wprowadzane. Zieleń działa pozytywnie na naszą psychikę. To element naturalny, który działa na nas kojąco. Ważne jest wprowadzanie terenów zielonych na osiedla mieszkaniowe, bo dzięki nim lokatorzy czują się po prostu lepiej. Rośliny poprawiają jakość powietrza i estetykę miejsca. Dają nam poczucie, że żyjemy w większym ekosystemie. Są też bardzo prozaiczne powody, ale nie mniej ważne jak retencja wody, niższy poziom nagrzewania się miast itp. Odpowiednio zaadaptowana zieleń to same zalety.

GL: Coraz więcej mówi się o takich inicjatywach jak domy sąsiedzkie czy strefy mieszkańców. Na co zwrócić uwagę projektując taką przestrzeń? Jak stworzyć miejsce, które rzeczywiście będzie sprzyjać integracji? 

M.B.: Myślę, że powinno się unikać barier. Każda społeczność ma swój specyficzny, indywidualny charakter, który się tworzy i modyfikuje latami. Zmieniają się potrzeby. W pewnym momencie będziemy zwracać większą uwagę na wymagania osób starszych, w innym rodzin z dziećmi. Wydaje mi się, że taką wspólną przestrzeń należy projektować w sposób dość elastyczny, a dużo do powiedzenia na temat jej aranżacji powinna mieć później wspólnota mieszkańców. Naszą rolą jest, aby za bardzo nie determinować tej strefy.

Przestrzeń wspólna powinna być także widoczna, dostępna – nawet mimochodem.. Korzystnie, gdy nie jest zlokalizowana na ostatniej kondygnacji czy kondygnacji podziemnej. Nie każdy ma świadomość, że na naszym osiedlu jest strefa, w której lokatorzy mogą wspólnie spędzać czas. Wiele osób przekonuje się do takich inicjatyw, widząc coś na własne oczy i wiedząc jak funkcjonuje. Dopiero wtedy nabierają śmiałości, aby z niej skorzystać. Ekspozycja ma tu ogromne znaczenie.

Anna Miżowska
HRA Architekci
Osiedle Mickiewicza
Skanska

|

Napisz komentarz

Odpowiedz na komentarz