Fika czyli rozmowy przy kawie

O budowaniu sąsiedzkich społeczności

Redakcja

|

8 kwietnia 2022

O tym, jak projektować osiedla sprzyjające wspólnotom sąsiedzkim, czym jest strefowanie przestrzeni oraz dlaczego grodzone osiedla odchodzą w niepamięć, rozmawiamy z Joanną Erbelsocjolożką i miejską aktywistką, która w warszawskim ratuszu koordynowała prace nad polityką mieszkaniową i programem Mieszkania2030 oraz pracowała jako Dyrektorka Biura Innowacji w PFR Nieruchomości. Rozmawiamy w przeddzień premiery jej nowej książki, zatytułowanejWychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze”, na łamach której autorka szczególną uwagę poświęca miastom, jako najlepszym przestrzeniom do wdrażania innowacji, oraz projektom, wykorzystującym potencjał lokalnych społeczności 

Aż 93 proc. przebadanych Polaków uważa, że utrzymywanie relacji z sąsiadami jest potrzebne, a 70 proc. podaje, że odwiedza się regularnie, z co najmniej jednym ze swoich sąsiadów, stąd pytanie – skąd u ludzi tak silnie zakorzeniona potrzeba kontaktów sąsiedzkich? 

Jesteśmy gatunkiem stadnym, a na dodatek bardzo leniwym. Często mówi się, że te lepsze wizje społeczeństwa trzeba budować na naszych dobrych cechach – chęci współpracy, empatii i budowaniu zaufania, co jest oczywiście prawdą. Jednak również nasze negatywne cechy mogą stać się impulsem do pozytywnych zmian. Na przykład to, co się dzieje dzisiaj na rynku pracy, i fakt, że pracujemy w większości zdalnie, wynika z tego, że po prostu nie mamy ochoty się przemieszczać. Wiemy, że stanie w korkach jest bez sensu, a oszczędzony czas możemy spędzać na odpoczynku. To dobre wyjście dla budowania społeczności sąsiedzkich. 

Jeżeli jesteśmy zmęczeni wieczorem po pracy i chcemy spotkać się ze znajomymi to dużo łatwiej jest to zrobić z kimś, kto mieszka w bloku obok, niż umawiać się z osobą, która mieszka po drugiej stronie miasta. Poza tym wbrew temu, co by się wydawało, relacje sąsiedzkie wciąż często oparte są na prowizorycznych potrzebach typu pożyczenie soli, pompki do roweru czy wiertarki. Również niezgoda może prowadzić do budowania więzi – tak powstają relacje sąsiedzkie, wywodzące się z ruchów protestu – zwłaszcza na nowych inwestycjach deweloperskich, gdzie mieszkanki i mieszkańcy często żądają od inwestorów, żeby podnieśli poziom inwestycji, albo np. żeby ciężarówki nie jeździły pod oknem na pobliską budowę od szóstej rano. 

Czy pandemia, poza wspomnianą już pracą zdalną, zmieniła nasze podejście do relacji sąsiedzkich? 

Potrzeba sąsiedzkich kontaktów jest rzeczą zupełnie oczywistą, nienaturalnym było raczej to, co działo się przez ostatnie 20-30 lat, kiedy zyskaliśmy poczucie, że jako samodzielne, nigdzie niezakorzenione jednostki, osiągniemy sukces. Pandemia bardzo mocno zweryfikowała to podejście. Okazało się, że jeżeli ktoś jest niezależnym atomem, podpiętym pod międzynarodową sieć biznesową, znajdzie się na kwarantannie i nie zna nikogo z sąsiadów, może mieć duży problem, bo może skończyć bez podstawowych produktów, skazany wyłącznie na kuriera, który przecież nie przywiezie mu leków z apteki. To, co dzieje się przez ostatnie dwa lata, pokazuje, że kwestią bezpieczeństwa i przeżycia jest to, czy znamy ludzi, którzy mieszkają blisko nas.  

Pojawia się też ta kwestia tego, gdzie mamy się z tymi ludźmi spotykać. Nie zawsze jest tak, że możemy kogoś chcieć zaprosić do domu i tutaj bardzo ważną rolę odgrywają przestrzenie bezinteresownych spotkań. Kiedyś były to lokalne ryneczki, gdzie od straganu do straganu chodziło się i wymieniało sąsiedzkie plotki. Dziś taką rolę pełnią często kawiarnie. Podobną funkcję pełnią również różnego rodzaju instytucje kultury, jak np. miejsca aktywności lokalnej czy teatry, które coraz częściej mają swoje kawiarnie czy przestrzenie, w których można zorganizować jakieś wydarzenie. W ten sposób działają też domy kultury oraz tzw. miejsca aktywności lokalnej.  

Wydaje się więc, że potrzebujemy więcej takich przestrzeni, prawda? 

Jeśli miałabym sobie wyobrazić przyszłość projektowania miasta to poza miejscami animowanymi przez publiczne instytucje, potrzeba nam lokali, które mogą być wykorzystywane w sposób maksymalnie elastyczny. Nie wiemy, jaka będzie przyszłość, ale wiemy na pewno, że rzeczywistość jest bardzo dynamiczna. Nie do końca wiemy, czego się spodziewać – czy pusty lokal, o którym mówimy, stanie się miejscem, w którym zorganizujemy wspólne sąsiedzkie gotowanie, czy będzie go trzeba nagle przeznaczyć na jakiegoś rodzaju szpital, a może będzie to po prostu co-work, czy punkt odbioru warzyw od lokalnych rolników. Myślenie o tym, żeby pracować na takich miejscach, których potencjału jeszcze nie znamy, pojawia się coraz częściej. 

W jaki sposób deweloperzy mogą przystosować architekturę osiedli, aby sprzyjały one sąsiedzkiej integracji? 

Powinni tworzyć dobrą przestrzeń publiczną i półpubliczną. Ważne, by nie służyła ona tylko osobom, które będą tam mieszkać. Rozumiem przez to otwieranie się na ludzi spoza osiedla poprzez tworzenie dla nich jakieś oferty – to może być przestrzeń gastronomiczna, lokalne przedszkole czy fryzjer. No i oczywiście promowanie tych biznesów, aby nie padły tuż po otwarciu.  

Podejście, które zakłada, że inwestor buduje nie mieszkania, a mały wycinek miasta, jest chyba najprostszym wskaźnikiem. Najlepiej, żeby była to przestrzeń, która jest dostępna dla jak największej grupy osób. Jeśli spojrzymy na preferencje miast, które lubimy odwiedzać – chociażby tych włoskich czy hiszpańskich – to są to miejscowości, w których struktura społeczna na ulicy jest bardzo zróżnicowana. Znajdziemy tam droższe i tańsze sklepy, bazary i targowiska. Miasto, które jest atrakcyjne, to miasto, które żyje. Najlepszym sposobem, żeby zabić życie w jakiejś inwestycji, jest wprowadzenie tam samych bardzo drogich lokali.  

W Skanska myślimy nie tylko o mieszkańcach osiedli, ale również o mieszkańcach okolicy, tworząc np. otwarte parki, tereny rekreacyjne i obiekty usługowe, z pewnością, nie jest to standardowe podejście deweloperów. Dlaczego? 

Myślę, że wynika to z pewnego rodzaju obaw. To, czego inwestorzy nie powinni się bać to obecność ludzi w przestrzeni inwestycji. To właśnie ten czynnik jest tym, co de facto podnosi jej jakość, a ma też swój wymiar biznesowy, bo sprawia, że lokale, które się tam znajdują, mają odpowiednio wysoki obrót. Jeżeli chce się zintegrować mieszkańców danej okolicy, dobrze jest stworzyć przestrzeń, w której będą się mogli spotykać – zarówno osoby mieszkające na danym osiedlu, jak i inne. 

Próba odpowiedzi na pytanie – co zrobić, żeby stworzyć ciekawą i żyjącą przestrzeń – powinna stanowić podstawową wytyczną, którą inwestorzy przekazują architektom. W Polsce mamy bardzo dobre zespoły projektowe, więc może ten potencjał intelektualny i kreatywny, zamiast wyciskania coraz większej ilości metrów kwadratowych z każdej inwestycji, mógłby posłużyć temu, żeby częściej tworzyć tzw. aktywne partery, czyli zabudowę, która wygląda jak śródmiejska ulica, gdzie są sklepy, kawiarnie, poczta czy serwis rowerowy. 

Ważne jest więc „włączenie” mieszkańców okolicy do społeczności i życia, które toczy się na terenach osiedli. 

Ciekawe podejście proponuje tutaj Krzysztof Nawratek w swojej książce z 2008 roku – Miasto jako idea polityczna. Pisze tam o idei „obywatela plug-in”. Według tej teorii każdy z nas ma formę wypustek, dla których uczestniczy w życiu społecznym i miasto, żeby zaabsorbować jak najwięcej potencjału, musi pozwalać nam w różny sposób „wczepiać się” w swoją przestrzeń. Czasami sposobem „wczepienia” jest postawienie ławki, na której można przysiąść i zjeść kanapkę. Czasami takim sposobem jest stworzenie przestrzeni teatralnej, która będzie miała knajpę z darmową wodą. Innym razem będzie to stworzenie placu zabaw albo jakiegoś drobnego terenu zieleni. To nie muszą być duże inwestycje, często wystarczą drobne rzeczy. Podobnych rozwiązań w Polsce absorbujemy coraz więcej. 

Grodzone osiedla kiedyś utożsamiane były z bezpieczeństwem, dziś powoli odchodzą w zapomnienie – coraz częściej wypierane przez te „bez barier”. Przyczyną odwrócenia tego trendu są z jednej strony sami mieszkańcy, dla których bezpieczeństwo jest obecnie synonimem dobrych relacji sąsiedzkich, jak i dostępność miejsc, w których te kontakty można nawiązywać. Z drugiej strony – kierunek ten jest również wspierany przez rady miejskie, które wprowadzają uchwały zabraniające grodzenia osiedli. Takie przepisy obowiązują od zeszłego roku np. w Krakowie. Czy otwarte osiedla wracają do łask? Jakie preferencje mają obecnie w tej kwestii potencjalni kupcy mieszkań? 

Wydaje mi się, że to jest kwestia pokoleniowa i raczej będziemy teraz te osiedla otwierać. Wynika to z pewnego wyobrażenia, że tylko grodzone osiedle może być miejscem bezpiecznym – chociaż statystyki zupełnie tego nie pokazują. Pamiętam badania pani profesor Marii Lewickiej sprzed kilku lat, która udowodniła, że grodzone osiedla podnoszą poziom lęku. Osoby mieszkające w takich miejscach bardzo często mają poczucie, że poza nim jest niebezpiecznie, mimo że nie ma na to po prostu żadnych dowodów.  

Dużą zmianą jest też to, że coraz częściej zaczynamy poruszać się po mieście rowerami, czy też pieszo i osiedle grodzone stanowi dla nas po prostu barierę. Jeżeli jedziesz autem, raczej nie masz potrzeby przechodzenia inną trasą niż główną bramą wjazdową. Jednak, kiedy poruszasz się pieszo i okazuje się, że żeby wydostać się ze swojego osiedla i znaleźć się w miejscu, które teoretycznie powinno być od ciebie 2 minuty spacerem, musisz wykonać piętnastominutowy spacer, żeby obejść te wszystkie fortyfikacje, które zostały założone, okazuje się, że to już jest problem. A przecież ideałem jest to, żeby mieć kwadrans do wszystkich potrzebnych usług, a nie do bramki wejściowej. 

Pojawia się wyraźne utrudnienie komunikacyjne. 

Nie mówiąc już o tym, że osiedla grodzone zabijają miejskotwórczą rolę miasta. Jeżeli osiedla przyszłości powinny otwierać się na osoby z zewnątrz to nie może być tak, że klienci będą mieli ograniczony dostęp do lokalnego salonu kosmetycznego czy warzywniaka, dlatego, że się tam po prostu nie dostaną.  

Strefowanie przestrzeni już teraz powoli wchodzi do kanonu dobrego projektowania, zresztą pisze o tym też Charles Montgomery, autor książki Miasto Szczęśliwe. Jak to wygląda w szczególe można zobaczyć na stronie Happy Cities – Happy Homes, która jest zbiorem konkretnych wytycznych. Tym też, co pomaga nam teraz inaczej myśleć o przyszłości, jest fakt, że coraz częściej za wartość samą w sobie uznaje się bioróżnorodność. Tak jak zauważyliśmy, że łąki kwietne są lepsze i tańsze w utrzymaniu niż trawnik golfowy, tak samo zaczynamy doceniać, że ta miejska różnorodność jest walorem. 

Jak przekłada się to na projektowanie miast i osiedli? 

Coraz wyraźniej odchodzi się od modernistycznego podziału miasta na poszczególne sektory przeznaczone m.in. do handlu, pracy czy rekreacji. Powoli zauważamy, że te wszystkie możliwości powinniśmy mieć maksymalnie blisko siebie, bo jest to dla nas po prostu dobre. Taka sytuacja pozytywnie przekłada się również na środowisko, ponieważ, jeśli przemieszczamy się na krótszych dystansach, jest zdecydowanie większa szansa, że poruszamy się pieszo lub rowerem, a nie samochodem. Jeżeli nie tracimy czasu na dojazdy to mamy też więcej przestrzeni czasowej i społecznej do tego, żeby spotykać się z sąsiadami. Z kolei więzi sąsiedzkie to też większe bezpieczeństwo, co pokazała nam pandemia. A zatem, tworzenie przestrzeni do spotkań to również element budowania lokalnej odporności – tak ważnej we współczesnym świecie, kiedy nie wiemy, co przyniesie jutro. Za to wiemy, że razem jesteśmy silniejsi. Teraz tę wiedzę czas przełożyć na wytyczne projektowe. 

Joanna Erbel – socjolożka, działaczka miejska, ekspertka do spraw mieszkaniowych. Członkini zespołu CoopTech Hub, pierwszego w Polsce centrum technologii spółdzielczych. Współzałożycielka i członkini zarządu PLZ Spółdzielni. Założycielka Fundacji Blisko, zajmującej się wspieraniem aktywności lokalnych i tworzeniem wiedzy na temat innowacji mieszkaniowych. Koordynowała prace nad przygotowaniem polityki mieszkaniowej i programu Mieszkania2030 dla m.st. Warszawy. W latach 2017-2020 zajmowała się tematem innowacji mieszkaniowych w PFR Nieruchomości. Należy do Rady Fundacji Rynku Najmu. Współpracowniczka Fundacji A/typowi działającej na rzecz neuroróżnorodności. Autorka książek Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej (2020) oraz Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze (2022). 

integracja
integracja sąsiedzka
otwarte osiedla
relacje sąsiedzkie
sąsiedzi
sąsiedztwo
społeczność

|

Napisz komentarz

Odpowiedz na komentarz