Fika czyli rozmowy przy kawie

Zabawki nigdy nie zastąpią uwagi rodziców – rozmowa z Barbarą Ronowicz-Woźną

Anna Strożek

|

1 kwietnia 2019

Ile swobody zapewnić dzieciom w domu? Jakie granice wyznaczać? W najnowszej odsłonie cyklu „FIKA – rozmowy przy kawie” dyskutujemy o dostępności z punktu widzenia najmłodszych. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Barbarą Ronowicz-Woźną, psychologiem, psychoterapeutą, członkiem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej, która zawodowo interesuje się wpływem doświadczeń z wczesnego dzieciństwa na dorosłe życie.

Green Living: Czym dla dziecka jest dom i jakie funkcje powinien spełniać? 

Barbara Ronowicz-Woźna: Dom to miejsce, do którego dziecko prawdopodobnie będzie wracać przez całe swoje życie, podobnie jak my, jako dorośli uciekamy do chwil dzieciństwa, rozmyślając czasami o pierwszym domu, jako konkretnym miejscu, w którym dorastaliśmy. Dom to zatem miejsce, w którym dziecko powinno przede wszystkim czuć się bezpiecznie i które powinno pozytywnie się kojarzyć, np. z kochającą rodziną. Oczywiście dom to także przestrzeń, w której dziecko rośnie i kształtuje swoją osobowość. Z tej perspektywy ważne są zasady, jakie panują w rodzinnym domu. One kształtują wzorce i wartości, z którymi wyruszamy w świat. Jeśli w mieszkaniu chodzi się w kapciach, to dziecko zakłada, że w innych domach też tak jest i idąc do koleżanki czy kolegi ściąga buty. Jeśli w domu używa się niecenzuralnych słów, to prawdopodobnie dziecko podczas pobytu w przedszkolu też będzie przeklinać. Natomiast jeśli w domu używa się zwrotów: proszę, dziękuję, przepraszam – to dziecko wyjdzie w świat nauczone szacunku, uprzejmości i wrażliwości na potrzeby innych.  

GL: Jakie potrzeby związane z własną przestrzenią w mieszkaniu mają dzieci? Jak dorośli mogą pomóc maluchom poczuć się pełnoprawnymi mieszkańcami domu? 

B.R.W.: Dziecko potrzebuje przede wszystkim bezpiecznej przestrzeni i bezpiecznych granic. Z tego punktu widzenia najważniejsze jest, żeby zorganizować mu przyjazną przestrzeń, umożliwiającą swobodne eksplorowanie mieszkania, rozwój ciekawości i naukę samodzielności. Wystarczą podstawowe przedmioty, takie jak podest przy umywalce. Dwu czy trzylatek może już sam próbować myć ręce. Dobrym pomysłem są też haczyki na ubrania zamontowane w zasięgu ręki dziecka. W ten sposób maluch może zdjąć kurtkę z wieszaka i sam spróbować ją ubrać. To samo dotyczy regałów czy półek z książeczkami. Patrząc jednak znacznie szerzej, niezmiernie istotna jest organizacja czasu i przestrzeni dziecka, w ten sposób, by mogło ono uczestniczyć w życiu domu. Zachęcam rodziców, by nie przeganiali dziecka m.in. z kuchni. Niech będzie obecne podczas przygotowywania posiłków, a dzięki temu uczy się samodzielności i zdobywa przekonanie, że jest pełnoprawnym domownikiem. 

GL: Czy dla rozwoju dziecka lepsze jest minimalistyczne podejście, jeśli chodzi o wystrój pokoju czy ilość zabawek? 

B.R.W.: Jeśli możemy wykonać zabawki samodzielnie, to znakomicie. W ten sposób pokazujemy dziecku, że dobrze coś samemu zrobić i uczymy je kreatywności. Jeśli chodzi zaś o samą ilość zabawek, to oczywiście w dzisiejszym świecie zmierzamy bardziej w kierunku przesytu, niż minimalizmu. Zabawek w domach rzeczywiście jest za dużo. Są to często kolorowe i głośne przedmioty, które nie poprawiają dziecięcej koncentracji. W związku z tym zaryzykuję stwierdzenie, że rzeczywiście zbyt duża ilość zabawek nie jest dobra, a mnożąc je, uczymy dzieci, że warto posiadać. Natomiast im mniej zabawek, tym większą dajemy dziecku szansę na to, żeby ćwiczyło swoją wyobraźnię, żeby z tych kilku przedmiotów uczyło się korzystać w różnorodny sposób.

Rozmawiając z rodzicami, zawsze zachęcam, żeby te głośne i kolorowe zabawki starali się wymieniać, albo przynajmniej ograniczać ich ilość, w zamian kupując lub prosząc gości np. o kredki czy inne materiały plastyczne, gry planszowe lub stymulujące rozwój książeczki. W ten sposób możemy pokazać dziecku, że do zabawy nie służą tylko zabawki. Dobrym pomysłem jest też wycieczka do lasu i zabawa patykami oraz szyszkami. To też ma wartość dodaną, bo przebywamy na świeżym powietrzu. 

Sądzę też, że dzisiaj rodzice zmierzają w kierunku, w którym zabawki stają się substytutami wspólnie spędzonego czasu, są po to, by dziecko zajęło się czymś na dłużej. Prawda jednak jest taka, że zabawki nigdy nie zastąpią uwagi rodziców i trzeba o tym pamiętać. 

GL: W jakim wieku i do jakich obowiązków domowych włączać dziecko? Jak zachować złotą zasadę pomiędzy wspólną zabawą, a tym, co konieczne do wykonania w domu? By i dorosły, i dziecko mieli poczucie dobrze wykorzystanego czasu? 

B.R.W.: Z badań wynika, że tylko w przypadku 12% rodzin, dzieci regularnie pomagają w pracach domowych. Pytanie, co się dzieje u całej reszty, czy dzieci w ogóle nie sprzątają? Takie wnioski się nasuwają, a wraz z nimi kolejna myśl – jak chcemy przygotować dzieci do dorosłego życia? 

Zachęcam rodziców do tego, aby dawali dzieciom różne obowiązki. Np. maluchom do czwartego roku życia można zlecać, aby odkładały na miejsce zabawki, wrzucały brudne ubrania do pralki czy pomagały przy sprzątaniu. Maluchy w tym wieku chętnie naśladują rodziców, więc szansa, że wezmą ściereczkę i nawet po swojemu wytrą nią kurze, jest ogromna. Trzyletniemu dziecku można pozwolić także, by wybierało i przygotowywało ubrania na następny dzień. Z kolei pięcio-siedmiolatkom umożliwmy nakrywanie do stołu, sprzątanie po posiłku, podlewanie kwiatków czy też pomoc w rozwieszaniu prania. Dzieci w wieku szkolnym mogą wyrzucać śmieci, uczyć się segregacji odpadów lub chować naczynia do zmywarki. Wymieniłam dość pragmatyczne czynności, ale możemy też zlecać dzieciom zadania, które są ciekawe, np. obowiązkiem możemy uczynić wypisywanie kartek na święta, a starsze dzieci, np. powyżej dwunastego roku życia poprosić o pomoc  w wykonywaniu prostych obowiązków dorosłych, np. gotowaniu, myciu samochodu czy zbieraniu owoców w ogrodzie. 

Wszystko, co zaproponujemy, zależy od dziecka, od chęci i co najważniejsze nastawienia rodziców.  Jeśli nie pozwolimy dziecku spróbować, to ono samo nigdy też nie będzie chcieć. 

GL: Na rynku mieszkaniowym coraz większą popularnością cieszą małe mieszkania. Jakie z punktu widzenia psychologii i rozwoju dziecka są plusy mieszkania na małej przestrzeni? 

B.R.W.: Trzy lub cztery osoby spokojnie pomieszczą się w 40 mkw. mieszkaniu i każda z nich znajdzie kącik dla siebie. W małym mieszkaniu dużo łatwiej się spotkać i spędzić wspólnie czas grając w planszówkę czy przebywając po prostu w tym samym pomieszczeniu. Natomiast jeśli każdy zamknie się w swoim pokoju, to trudno o bycie razem. Jeśli dodatkowo rodzice są świadomi małego metrażu, powinni więcej czasu spędzać w plenerze. To może stanowić dużą wartość dodaną, bo jak wskazują badania, przebywanie na dworze ma wiele pozytywnych skutków – od wzmocnienia odporności po kontakt z naturą.

dostępność
rodzicielstwo bliskości
Skanska

|

Napisz komentarz

Odpowiedz na komentarz